Moje małe szaleństwo...
















Cyk, cyk i już jest ;). Kolejna tablica na zamówienie. Dzisiaj kuchennie- nie mogło być inaczej. Bo tak już jest ze mną- jak mnie czasem coś najdzie to koniec świata. Wpadam jak śliwka w kompot i zatracam się całkowicie.
Ostatnio uwielbiam tracić głowę w kuchni. W przeciągu ostatniego miesiąca było tyle okazji, żeby poszaleć przy garach, że głowa mała. Tak więc gotowałam, piekłam, siekałam i kosztowałam. Koniecznie przy francuskiej piosence, bo wtedy jakoś wszystko lepiej wychodzi. Zupełnie nie wiedzieć czemu... :)
I taka spełniona lecę sobie wtedy do swojego, jednak najulubieńszego zajęcia, do ustrajania mieszkania. Zupełnie ostatnio o tym nie pisałam, a powinnam, że nie ma na świecie drugiej takiej rzeczy, która tak mnie cieszy. I zupełnie nie istotne czy jestem w tym dobra czy nie. Sama możliwość robienia czegoś dla siebie jest bardzo ok. Piotr i Kala już wiedzą co może poprawić mi humor, kiedy jestem zła i co wyciąga mnie z dołów. Mam wtedy od nich w prezencie czas. Czas na przestawianie domowych sprzętów i robienia im miliona zdjęć. Chodzę potem uśmiechnięta i zadowolona jakbym zrobiła nie wiem co. A to przecież tak niewiele. I czasem sobie myślę, że bez tego wszystkiego nie mogłabym już chyba żyć. Że jest mi to niezbędne. Nie wiem czym innym mogłabym zapełnić to miejsce w mojej głowie. I fajnie, że sobie tu zaglądacie i że mogę się jeszcze z kimś tym dzielić. :)


A co do francuskiej piosenki- w temacie

http://www.youtube.com/watch?v=JXABVV-jOgI

Komentarze

Popularne posty